Nie wiem jak wy, ale ja często rano cierpię na straszny brak weny twórczej, pomysłów kulinarnych więc przygotowywanie śniadań jest dla mnie udręką. Szczególnie śniadań "do zabrania", bo jeśli jestem w domu to od razu gotuję sobie owsiankę/jaglankę/kaszkę czy inny taki wytwór, jednak jedzenie tego w drodze bywa dość kłopotliwe. Moi znajomi często po drodze na uczelnie wchodzą do barów, i kupują sobie różnego rodzaju burgery. Pomyślałam więc, że przecież nie ma żadnych przeszkód, żebym ja również jadła burgery już na śniadanie ;) A jako, że w zamrażalniku mam zawsze "awaryjną" pastę z soi na kotlety to zadanie było bardzo proste.
Burgery i pieczone kotlety sojowe
Składniki
- 0,5 kg soi
- pół bułki
- 1 mała cebula
- 2 duże ząbki czosnku
Przygotowanie:
Soję namaczamy przez całą noc, następnego dnia odlewamy wodę w której się namaczała, nalewamy nowej i gotujemy aż do miękkości (ok. 2 godzin, lub nawet więcej). Ugotowaną soję odcedzamy i przesypujemy do miski żeby wystygła. Cebulę i czosnek obieramy, bardzo drobno kroimy i szklimy na patelni na oleju, a następnie mieszamy z soją. Pół bułki namaczamy przez ok. 30 min, następnie odduszamy z niej wodę i porozrywaną na drobne kawałki dodajemy do soi. Tak przygotowaną mieszankę przekręcamy przez maszynkę do mięsa i gotowe. Z tej masy możemy oddzielić sobie porcję do zamrożenia lub z całości uformować kotlety. Uformowane kotlety układamy na blasze wyłożonej papierem do pieczenia i wkładamy do piekarnika rozgrzanego do 170°C i pieczemy rzez ok. 25-30 minut - aż kotleciki będą rumiane.
To jak już mamy gotowe kotleciki możemy zabrać się za robienie burgerów. Ja do moich użyłam :
- 2 małe kotlety sojowe
- 2 pomidorki koktajlowe
- 4 paski czerwonej papryki
- garść mieszanki sałat
Możecie dodać też różne sosy (polecam ten -> http://elf-w-kuchni.blogspot.com/2014/02/sos-curry.html), czerwoną cebulę, ogórka kiszonego, no dosłownie czego tylko dusza zapragnie ;)
Teraz gdy już wybraliście składniki czas na złożenie kanapki :
I koniec końców po złożeniu otrzymujemy coś pysznego :)
Patrząc na to zdjęcie można pomyśleć, że zjedzenie tego jest fizycznie niemożliwe, ale spokojnie, został nam jeszcze do wykonania ostatni krok. Będziemy potrzebowali papieru śniadaniowego i taśmy klejącej. Odcinamy kawałek papieru śniadaniowego, kładziemy na nim burgera, dość mocno zduszamy i zawijamy, na koniec sklejamy papier taśmą klejącą i gotowe.
Tak uszykowaną kanapkę spokojnie możecie wrzucić do torby i zjeść na uczelni, w szkole czy pracy. Do tego gwarantuję, że większość kupnych burgerów będzie wyglądała bardzo biednie ;)
ale to smacznie wygląda. ślinka cieknie!
OdpowiedzUsuńPatrząc na miny ludzie dookoła mnie, którzy akurat też jedli burgery tylko, że z pewnego fastfood'u, prawdopodobnie mieli podobne odczucia ;D
Usuńświetne na śniadanie:)
OdpowiedzUsuńpięknie wyglądaja... ale potrzebuje pomocy, namoczylam soję i planuję jutro zrobić z niej kotlety - jak myślisz czy jak je usmażę/upiekę to mogę wtedy zamrozić? nigdy nie próbowałam a nie chce aby pół gara soi poszło się... na spacer znaczy się :)
OdpowiedzUsuńMrożenia upieczonych/usmażonych nie polecam. Ja zawsze gotuję dużo więcej soji, mielę przez maszynkę i tę masę zamykam w pojemnikach i mrożę. I tak najbezpieczniej zrobić ;) Wtedy jak będziesz chciała ponownie użyć to tylko rozmrażasz porcję masy, formujesz kotleciki i smażysz (i w smaku są nic nie gorsze od tych robionych "na świeżo" :) )
Usuńok dzieki, czyli rozumiem, że po zamrożeniu będzie kicha. zainspirowałam się wspomnieniami studenckich lat, gdzie koledzy mrozili kotlety z kurczaka, więc pomyślałam, że może i z soi by dało radę. a powiedz mi jeszcze, mam nową lodówkę i zamrażarkę, która naprawdę ostro mrozi - ile taka masa będzie się rozmrażała? jak się rozmrozi i poleży w ciepłym mieszkaniu (do czasu powrotu z pracy wiadomo jak jest) to nic się jej nie stanie? ale się rozpisałam ;)
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że nic. Ja też czasem moją tak traktowałam :)
UsuńA plusem tego, że zamrażasz masę a nie kotlety jest fakt, że za każdym razem możesz je inaczej doprawić ;) (no chyba, że zamrozisz już przyprawioną masę żeby jeszcze zaoszczędzić na czasie, tak też już robiłam ;))