Wykorzystywania "nadmiaru" rzodkiewki ciąg dalszy. Dajmy już może spokój biednym liściom, czas zabrać się za sam korzeń.
Jak na osobę z Poznania przystało można powiedzieć, że wychowałam się na pyrach z gzikiem. Pamiętam jak po szkole chodziłam do babci i zawsze najbardziej cieszyło mnie gdy na obiad pojawiał się właśnie gzik i pyry. Okazuje się, że weganie wcale nie muszą żegnać się z tradycją i gzik wychodzi dokładnie tak samo pyszny jak ten, który pamiętam z dzieciństwa :)
Wegański gzik (i pyry)
(na 2 osoby)
- 150 g tofu naturalnego
- 1/3 szklanki śmietany roślinnej
- sok z 1/2 nie dużej cytryny
- 75 g rzodkiewki
- 5-6 długich liści szczypiorku
- pieprz (do smaku)
- sól (do smaku)
- opcjonalnie pieprz ziołowy (do smaku)
Przygotowanie:
Od rzodkiewki, odkrawamy końcówkę korzonka i natkę (co można zrobić z natką chyba już wiecie o moich ostatnich wpisach ;)), dokładnie płuczemy i kroimy w bardzo drobną kostkę.
Szczypiorek również bardzo drobno siekamy.
W misce rozduszamy tofu widelcem, dolewamy śmietanę, sok z cytryny i znowu "urabiamy" wszystko widelcem. Następnie wrzucamy posiekany szczypiorek, pokrojoną rzodkiewkę i wszystko mieszamy, na koniec doprawiamy pieprzem i solą.
Tak przygotowany gzik możemy podawać tak jak tradycja nakazuje z ziemniakami w mundurkach. Ja jednak wolę jeść go z ziemniaczkami przygotowanymi w ten sposób: przepis lub jeść jako pastę do grzanek.
To nie powinno nazywać się gzik gdyż jest jest to obraz poznańskiego gziku i profanacja gziku.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
To się nazywa: "wegański gzik" z podkreśleniem słowa wegański ;) !
Usuń